publikacja: 18.08.2016
aktualizacja: 20.08.2016, 11:38
Lepsza grypa od tyfusu – mówią niektórzy komentatorzy, przekonani, że Hillary Clinton jest mniejszym zagrożeniem dla amerykańskiej demokracji niż Donald Trump. Ale kto wie, kto tu jest grypą, a kto tyfusem?
Do wyborów w USA zostały trzy miesiące, a kampania wygląda jak chyba nigdy przedtem w prawie 250-letniej historii kraju. A propos tego niezbyt długiego istnienia w historii: politykom w Polsce zdarzało się nieraz podśmiewać z krótkotrwałości amerykańskiej demokracji. „Myśmy mieli wcześniej elekcje królów, demokrację szlachecką, Konstytucję 3 maja, a te pętaki chcą nas pouczać...". System amerykański ma jednak to do siebie, że ma wmontowany – w konstytucji i w tradycji – system uczenia się i samokorekty.
Jest to bardzo rzadka cecha, przypisywana częściej komputerom niż systemom politycznym. Patrząc na rzeczywiście nie tak długą historię USA, można zaobserwować, że choć zdarzały się błędy, katastrofy, kryzysy – były one naprawiane, czasem po dłuższym czasie, ale rzadko powtarzane. Z tego doświadczenia bierze się dzisiejszy optymizm niektórych, że ktokolwiek zostanie wybrany na prezydenta – nie będzie to koniec demokracji. Dominuje jednak pesymizm.
Artykuł dostępny w ramach oferty cyfrowej "Rzeczpospolitej"
Chcesz czytać więcej?
Uzyskaj dostęp do pełnych treści.
- Wydanie elektroniczne "Rzeczpospolitej"
- Aplikacja na smartfon i tablet
- Dostęp do: Wydarzeń, Ekonomii, Plusa Minusa w serwisie www.rp.pl
p://www.rp.pl/Plus-Minus/308189947-Clinton-kontra-Trump-czyli-zapasy-w-blocie.html?smclient=307ceee5-6e29-46da-a418-80199e85688b&utm_source=salesmanago&utm_medium=mailing&utm_campaign=Newsletter-Plus-Minus-2016-08-19&timeZoneId=CET?template=restricted